To
wszystko przez Paulinę. Gdyby nie ona, nie musiałabym przyjeżdżać do
Bełchatowa. A raczej, Maniek nie musiałby przyjeżdżać po mnie. Od czasu wypadku
to właśnie kuzynka stała się dla mnie najbliższa. Nie wychodziłam z domu, a
raczej nie wyjeżdżałam. Czemu? Wracając z Ligi Światowej miałam wypadek
samochodowy. Dość poważny. Został uszkodzony mój kręgosłup. Mimo kilku
operacji, drogiej rehabilitacji, zabiegom najlepszych specjalistów w Polsce,
nie udało się przywrócić mnie do poprzedniego stanu. Wszyscy się ode mnie
odwrócili. Przyjaciele, koledzy, znajomi. Nawet część rodziny. Zamknęłam się w
sobie. Gdyby nie pomoc i uporze Pauliny nie byłoby mnie tutaj, gdzie jestem.
Kuzynka
namówiła Mariusza, żeby przyjechał po mnie do Polichna tylko po to, żeby
zaprowadzić mnie na mecz. To była część terapii, jaką przygotowała dla mnie
Wlazła w konsultacji z psychologami. Wierzyła, że wyjście do ludzi dobrze mi
zrobi.
Do
Bełchatowa przywieźli mnie kilka dni przed meczem. W tym czasie zajmowałam się,
na ile mogłam, Arkiem. Cudowne dziecko. Graliśmy na laptopie w Tropico tylko dlatego, że nie posiadałam
innych gier. Oglądaliśmy bajki. A nawet zdarzało się, że razem z nim usypiałam
w dzień. Wieczorami rozmawiałam z Pauliną. Z przymusu. Najchętniej zaszyłabym
się w pokoju i stamtąd nie wychodziła.
Skra
miała grać z, bodajże, Resovią. Od wypadku przestałam się interesować siatkówką.
To miał być pierwszy mecz o tego feralnego dnia. Paulina wzięła ze sobą mnie i
Arka. Ja natomiast wzięłam aparat. Taka mała pasja, której nie mogę teraz
rozwijać. Na hali nie było jeszcze ludzi, a to tylko dlatego, że byłam tam na
dwie godziny przed spotkaniem. Arek zajęty był odbijaniem piłki z małym
Winiarskim, jeśli dobrze kojarzę. Paulina cały czas była przy mnie. Widziała
wszystkie emocje, które we mnie się rodziły. Strach, przerażenie, łzy, ale
także radość, że znowu jestem tutaj, gdzie najbardziej lubiłam być.
Młoda przyjmująca
Budowlanych Łódź, Magdalena Kowalska. Rośnie przyszłość polskiej siatkówki. To
w niej może pokładać nadzieję w przyszłości… Drugi Bartosz Kurek, jednak tym
razem w wersji damskiej.
Byłam
młodą siatkarką, dopiero zaczynającą swoją karierę siatkarską, ale dobrze
zapowiadającą się w przyszłości. Wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Do kadry
narodowej zostałam powołana właśnie w 2010. Miałam okazję, żeby zadebiutować w
barwach reprezentacyjnych. Z numerem 10. Zdobyłam kilka punktów. Później
przyszło WGP, w którym też wystąpiłam kilka razy. Niestety, nie udało się
dobrze zaprezentować drużynie. Dlatego też mogłam pojechać na Ligę do Spodka,
która skończyła dla mnie jak się skończyła.
Do
Pauliny podeszła koleżanka. Zaczęły rozmawiać, a ja pojechałam do Arka.
Poprosiłam, żeby podał mi jedną z piłek. Wzięłam ją w ręce i się rozpłakałam.
Siostrzeniec od razu zawołał matkę.
-
Magda, co jest?
-
Nic, po prostu wspomnienia wróciły.
-
A pamiętasz chłopaków z reprezentacji może?
-
No chyba.
-
To dobrze. To sobie z nimi porozmawiasz. A, i poznaj Dagmarę, żonę
Niebieskookiego. Tak go nazywałaś, pamiętasz?
-
Tak. Miło mi poznać, Magda.
Paulina
pokrótce opowiedziała Winiarskiej moją historię. Ale zajęło to tyle czasu, że
na halę zaczęli schodzić się pierwsi kibice. Poszłyśmy na nasze miejsca i
czekałyśmy na zawodników. Ktoś w na trybunach mnie rozpoznał i podszedł.
Poprosił o autograf i odszedł. Trochę milej mi się zrobiło na serduszku.
Mecz
się zaczął. Paulina z Dagmarą pilnowały synów, a ja robiłam zdjęcia. Skra
wygrała pięciosetowy bój. Mariusz został MVP, ale nie spodziewałam się tego, co
za chwilę nastąpi. Wlazły wziął mikrofon od prowadzącego.
-
Kochani, zaczekajcie jeszcze chwilę i posłuchajcie. Jest dzisiaj z nami pewna
osoba. W 2010 zniknęła, a teraz pojawia się znowu. Igła, wiem, że
przegraliście, ale posłuchaj chwilę. Magda, wiem, ile cię to kosztowało, ale
proszę, przyjedź tu do nas. Chciałem przekazać ci tą statuetkę. I powiedzieć
wszystkim, że ta zbiórka podczas dzisiejszego meczu była właśnie dla ciebie.
Aż
się popłakałam z tego wszystkiego. Nie mogłam ruszyć z miejsca. Poczułam, że
ktoś mnie prowadzi. Obejrzałam się i zobaczyłam młodego chłopaka.
-
Karol jestem. Później mi podziękujesz – powiedział i puścił mi oczko.
Ja,
cała zapłakana, dotarłam na płytę boiska. Wszyscy obecni na hali przywitali
mnie brawami. Mariusz wręczył mi statuetkę i powiedział, żebym się nie gniewała
na niego. Kiedy cała wrzawa już opadła, podbiegł do nas Igła.
-
Magda! Czemu się nie odzywałaś? Tyle czasu…
W
jego ślady poszedł każdy, kto mnie znał. Kilku chłopaków ze Skry wróciło już z
szatni przebrani. Mariusz zaprosił wszystkich chętnych do nich do domu.
Uzbierało się około 20 osób. Nawet trenerzy pojechali…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz