sobota, 3 listopada 2012

Historia dziesiąta.



Lubię moją pracę. Mogę spotkać różnych ludzi, którzy mają ciekawe tematy do rozmów. Często zakupy schodzą im się dłużej niż powinny, ale to przecież nie moja wina. Umiejscowienie mojego sklepu jest dość dobre. Niedaleko Ergo Areny, do plaży 20 minut drogi spacerkiem. Prawdziwe oblężenie przeżywałam podczas Ligi Światowej. Od świtu do późnych godzin nocnych siedziałam w sklepie, bo szef stwierdził, że w ten sposób będziemy mieli większy utarg. Liga Światowa się skończyła, kibice pojechali, a nasi zgarnęli brąz. I z tego ucieszyłam się najbardziej. W sklepie cały czas włączony był telewizor z siatkówką. Interesuję się tym sportem, a jakże.
Dzisiaj zaczyna się Plusliga. Mój ukochany Trefl gra ze Skrą. Chciałam pójść na ten mecz, ale nie dostałam wolnego. Chociaż jakbym dostała, to mogłaby nie spotkać mnie ta przygoda. Jaka? Zaraz wszystko opowiem…
Mecz zaczynał się dopiero o 18.30, a już na kilka godzin przed sporo kibiców mnie odwiedziło. Chyba tylko dlatego, że atrybuty kibica miałam taniej niż w sklepie na hali. Dodatkowo, szef przed każdym meczem Trefla kupuje kilka zestawów drużyny przeciwnej. I tak też było wtedy. Początek Plusligi, czyli Aneta ma sporo roboty. Marek, mój szef, a prywatnie jakiś tam daleki kuzyn od strony ojca, zostawił mnie samą w sklepie i musiałam znosić częste wizyty kibiców, a do pomocy nikogo. Cały mecz obejrzałam w TV, innego wyjścia nie miałam. Po spotkaniu, wygranym przez gości, odwiedziło mnie kilku kibiców i dwóch członków sztabu medycznego Skry. Kupili kilka batoników i picie. Zauważyli, że został jeden szalik ich klubu i przez to obdarzyli mnie uśmiechem.
Kiedy miałam już zamykać sklep, weszło dwóch chłopaków. Ubrani na czarno, zakapturzeni. Zaczęli wszystko zrzucać z półek, a jeden nawet chciał pieniądze. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie jakichś dwóch innych, znacznie większych chłopaków. Przegnali ich, chociaż tamci odgrażali się, że „jeszcze tu wrócą”.
- Nic się pani nie stało? – zapytał jeden z nich, ten brodaty.
- Nie.
- Wie pani, oni się odgrażali, o której pani zamyka?
- Właśnie miałam to robić. Ale Aneta jestem. Niezręcznie będę się czuła, jeśli do młodszej dziewczyny będą panowie mówić na pani.
- No dobrze, tak dla twojej wiadomości. Ja mam na imię Patryk, a to jest Grzesiek.
- Miło mi.
- Gregor, ja muszę lecieć do Anki, zaopiekuj się, proszę, Anetą. Nie po to ją ratowaliśmy.
Grzesiek, jak się dowiedziałam w czasie powrotu do domu, jest rozgrywającym Trefla, chociaż to wiedziałam. Znałam ich wszystkich. Ale Łomacz opowiadał o tym z taką pasją, że aż żal było mu przerywać. W podzięce za wybawienie od napastników i eskorcie do domu zaprosiłam Grześka następnego dnia na kawę. Powiedziałam o wszystkim Markowi, a ten postanowił, że przez tydzień sam będzie siedział w sklepie. A niedziele i tak z reguły wolne miałam, więc z umówieniem się z Grześkiem problemu nie było.
Niedziela, godz. 15. To właśnie na tą godzinę byłam umówiona z siatkarzem. Jednak zanim pojawił się rozgrywający, do mojego stolika dosiadło się tych samych dwóch mężczyzn, którzy grozili mi w sklepie.
- Co? Myślisz, że jak wtedy te marne siatkarzyny cię obroniły, to cię nie dorwiemy? Mylisz się.
- Ale o co wam dokładnie chodzi? Co ja wam zrobiłam?
- Jak to o co? O te wszystkie gadżety kibica spoza naszego klubu. Radziłbym ci tego nie sprzedawać albo zmienić pracę. Inaczej będzie po tobie.
W tym momencie wszedł Grzesiek. Tamci natomiast, jak gdyby nigdy nic, odeszli. Byłam zdenerwowana. Opowiedziałam mu o tym, co chcieli. Zdziwił się, ale takiej propozycji, jaką od niego usłyszałam, nigdy się nie spodziewałam…
Od czasu tego incydentu pracuję w sklepie kibica gdańskiego klubu. Grzesiek załatwił mi tą posadę. Ale nie mam mu tego za złe. Wręcz przeciwnie. Jestem z tego powodu bardzo mu wdzięczna. Od tego czasu nasze relacje bardzo się zacieśniły. Stajemy się przyjaciółmi. Bo o niczym innym nie mogę nawet pomyśleć. Ma Jolkę, którą kocha, jak twierdzi. Chociaż… Dziewczyna nie ściana, przesunąć można…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz