Lubię
moją pracę. Mogę spotkać różnych ludzi, którzy mają ciekawe tematy do rozmów.
Często zakupy schodzą im się dłużej niż powinny, ale to przecież nie moja wina.
Umiejscowienie mojego sklepu jest dość dobre. Niedaleko Ergo Areny, do plaży 20
minut drogi spacerkiem. Prawdziwe oblężenie przeżywałam podczas Ligi Światowej.
Od świtu do późnych godzin nocnych siedziałam w sklepie, bo szef stwierdził, że
w ten sposób będziemy mieli większy utarg. Liga Światowa się skończyła, kibice
pojechali, a nasi zgarnęli brąz. I z tego ucieszyłam się najbardziej. W sklepie
cały czas włączony był telewizor z siatkówką. Interesuję się tym sportem, a
jakże.
Dzisiaj
zaczyna się Plusliga. Mój ukochany Trefl gra ze Skrą. Chciałam pójść na ten
mecz, ale nie dostałam wolnego. Chociaż jakbym dostała, to mogłaby nie spotkać
mnie ta przygoda. Jaka? Zaraz wszystko opowiem…
Mecz zaczynał się dopiero
o 18.30, a już na kilka godzin przed sporo kibiców mnie odwiedziło. Chyba tylko
dlatego, że atrybuty kibica miałam taniej niż w sklepie na hali. Dodatkowo,
szef przed każdym meczem Trefla kupuje kilka zestawów drużyny przeciwnej. I tak
też było wtedy. Początek Plusligi, czyli Aneta ma sporo roboty. Marek, mój
szef, a prywatnie jakiś tam daleki kuzyn od strony ojca, zostawił mnie samą w
sklepie i musiałam znosić częste wizyty kibiców, a do pomocy nikogo. Cały mecz
obejrzałam w TV, innego wyjścia nie miałam. Po spotkaniu, wygranym przez gości,
odwiedziło mnie kilku kibiców i dwóch członków sztabu medycznego Skry. Kupili
kilka batoników i picie. Zauważyli, że został jeden szalik ich klubu i przez to
obdarzyli mnie uśmiechem.
Kiedy miałam już zamykać
sklep, weszło dwóch chłopaków. Ubrani na czarno, zakapturzeni. Zaczęli wszystko
zrzucać z półek, a jeden nawet chciał pieniądze. Nie wiem, co bym zrobiła,
gdyby nie jakichś dwóch innych, znacznie większych chłopaków. Przegnali ich,
chociaż tamci odgrażali się, że „jeszcze tu wrócą”.
- Nic się pani nie stało?
– zapytał jeden z nich, ten brodaty.
- Nie.
- Wie pani, oni się
odgrażali, o której pani zamyka?
- Właśnie miałam to
robić. Ale Aneta jestem. Niezręcznie będę się czuła, jeśli do młodszej
dziewczyny będą panowie mówić na pani.
- No dobrze, tak dla
twojej wiadomości. Ja mam na imię Patryk, a to jest Grzesiek.
- Miło mi.
- Gregor, ja muszę lecieć
do Anki, zaopiekuj się, proszę, Anetą. Nie po to ją ratowaliśmy.
Grzesiek, jak się
dowiedziałam w czasie powrotu do domu, jest rozgrywającym Trefla, chociaż to
wiedziałam. Znałam ich wszystkich. Ale Łomacz opowiadał o tym z taką pasją, że
aż żal było mu przerywać. W podzięce za wybawienie od napastników i eskorcie do
domu zaprosiłam Grześka następnego dnia na kawę. Powiedziałam o wszystkim
Markowi, a ten postanowił, że przez tydzień sam będzie siedział w sklepie. A
niedziele i tak z reguły wolne miałam, więc z umówieniem się z Grześkiem
problemu nie było.
Niedziela, godz. 15. To
właśnie na tą godzinę byłam umówiona z siatkarzem. Jednak zanim pojawił się
rozgrywający, do mojego stolika dosiadło się tych samych dwóch mężczyzn, którzy
grozili mi w sklepie.
- Co? Myślisz, że jak wtedy
te marne siatkarzyny cię obroniły, to cię nie dorwiemy? Mylisz się.
- Ale o co wam dokładnie
chodzi? Co ja wam zrobiłam?
- Jak to o co? O te
wszystkie gadżety kibica spoza naszego klubu. Radziłbym ci tego nie sprzedawać
albo zmienić pracę. Inaczej będzie po tobie.
W tym momencie wszedł
Grzesiek. Tamci natomiast, jak gdyby nigdy nic, odeszli. Byłam zdenerwowana.
Opowiedziałam mu o tym, co chcieli. Zdziwił się, ale takiej propozycji, jaką od
niego usłyszałam, nigdy się nie spodziewałam…
Od
czasu tego incydentu pracuję w sklepie kibica gdańskiego klubu. Grzesiek
załatwił mi tą posadę. Ale nie mam mu tego za złe. Wręcz przeciwnie. Jestem z
tego powodu bardzo mu wdzięczna. Od tego czasu nasze relacje bardzo się
zacieśniły. Stajemy się przyjaciółmi. Bo o niczym innym nie mogę nawet
pomyśleć. Ma Jolkę, którą kocha, jak twierdzi. Chociaż… Dziewczyna nie ściana,
przesunąć można…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz